
Dzień dziewiąty (poniedziałek, 11 sierpnia)
Trochę zaspaliśmy na wschód słońca, więc żeby zyskać cenne sekundy, zamówiliśmy taksówkę zamiast czekać na komunikację miejską. Kierowca nie do końca przejmował się ograniczeniami prędkości i podołał zadaniu, byliśmy przed słońcem. (Inna sprawa, że wieżowce zasłoniły tarczę słońca wynurzającą się zza linii horyzontu, więc trochę zabrakło efektu „wow”).



Kupiliśmy lody i posiedzieliśmy trochę na plaży 광안리해수욕장 / Gwangalli. Widać z niej prawie 7-kilometrowy most 광안대교 / Gwangan (uszkodzony w 2019 przez pijanego (!) kapitana statku towarowego).
Trochę nie wiedzieliśmy, co zrobić dalej. Było wcześnie, wszystkie atrakcje pozamykane. Dość spontanicznie wymyśliliśmy, że będziemy się kierować do hotelu okrężną drogą, przez 웹툰이바구길 / Ibagugil. To uliczka wypełniona graffiti inspirowanymi dwoma zwierzakami z webtoonów, czyli koreańskiej odmiany komiksu (który nie ma stron, a jest bardzo długim pionowym paskiem, przewijanym na ekranie telefonu).












Spotkaliśmy też kotka (uciekł na mój widok).

Wieczorem poszliśmy na koreańskiego grilla 삼환축산 남포점, gdzie samemu smaży się mięso i warzywa nad palnikiem wbudowanym w stolik.


Poszło za dużo pieniędzy na alkohol i z drobniaków zostało nam tylko na paproć 🥲 Na drugim zdjęciu jest moje późne odkrycie, że można sobie dokładać czosnku bez ograniczeń i bez płacenia. To państwo jest zbyt piękne, żeby istniało naprawdę 😧 Koreańczycy jedzą średnio 0.5 kg czosnku na głowę na miesiąc i w tej kategorii przebijają ich jedynie Chińczycy.


Po kolacji poszliśmy na automaty i nie wiem jak to zrobiłem, ale bardzo szybko wygrałem pluszową zabawkę. Obok znaleźliśmy jeszcze budki do robienia sobie zdjęć wypełniona rekwizytami; było tak śmiesznie, że nie zdążyłem uwiecznić tego telefonem. Pod wpływem soju natrzaskaliśmy za to dużo papierowych zdjęć.

