
Dzień dziesiąty (wtorek, 12 sierpnia)
Zaczęło dawać się we znaki moje przeziębienia od skakania między rozgrzanym do czerwoności zewnętrzem i lodowatym hotelem z klimatyzacją, której nie do końca umieliśmy poskromić. Poznaliśmy kinematograficzną historię miasta. Pierwszy międzynarodowy festiwal filmowy w Korei odbył się w Busan w 1996 roku. Nie wiadomo, gdzie kraj miał pierwsze kino, ale niektórzy twierdzą, że było to Haengjwa w Busan, kiedyś między 1895 i 1915. Na pewno miasto miało wiodącą rolę w popularyzacji kin w okresie okupacji japońskiej (przed 1945): liczba kin urosła tu do 23, miałą tu też siedzibę pierwsza koreańska wytwórnia fimowa, Chosun Kinema Co.
Targ uliczny pokazał nam, że warzywa układane są w piramidki.


Nie udało się zrozumieć, gdzie normalni ludzie robią duże zakupy. Marketów jest mało i są dość daleko od siebie. Z drugiej strony na bazarach nie da się wszystkiego dostać i byłoby głupio, gdyby ludzie kupowali tylko tam – Busan ma 4 miliony mieszkańców i jest drugim największym miastem kraju. Ale było sporo punktów specjalizujących się w cukierkach; natomiast zakłady stomatologiczne, nawet jeśli też były, nie reklamowały się za mocno. Sporo babeczek handluje warzywami na ulicy, obierając je albo inaczej przetwarzając na miejscu. (4000 KRW = 10 zł).

Kolacja miała być rozgrzewająca, coś nas podkusiło zamówić zupę (ramen) w 하카다라멘 / Hakata. Kosztowała 23 zł, była solidnych rozmiarów i pięknie podana, niestety zawierała małże oraz krewetki, o czym karta nie raczyła poinformować zamawiających. Zamawiający nie przepadają za małżami oraz krewetkami.

Z rzeczy bardziej przyziemnych, przejście dla pieszych. Zebra jest przecięta w pół, po prawej stronie idzie się do przodu, a po lewej do tyłu. Prawie wszystkie sygnalizatory są z sekundnikiem. Przy skrzyżowaniach często widać giga-parasole, chronią przed deszczem (kiepsko, jeden przeciekał) i słońcem (to akurat się nawet sprawdzało w słoneczne dni).


Odpowiednikiem 5-kilogramowych worków z ryżem z Japonii okazały się 6-kilogramowe pudełka z pastami. Na lotniskach przypominają, żeby nie wywozić jej w bagażu podręcznym, tylko rejestrowanym.


Ceny znowu trochę niższe niż w Polsce, pasta sojowa, 6.5 kg za 68 zł, albo 10.47 zł za kilogram. Dla porównania znalazłem podobną pastę u nas w 0.5 kg opakowaniu (30 zł za kilogram).