
Dzień trzynasty (piątek, 15 sierpnia)
W piątek pojechaliśmy na północ miasta. Podróż wymagała kilku przesiadek i trwała ponad godzinę, więc zależało nam, żeby zobaczyć jak najwięcej i nie wracać tu. Czuje się tam (czy tu? :|) człowiek jak w metropolii, jaką Busan jest.






Zaczęliśmy od Busan X the sky, drugiego, trzeciego i czwartego najwyższego budynku w kraju. Jest położony tuż nad wodą, pozwala bezpiecznie popatrzeć na panoramę miasta (które już zdążyliśmy całkiem dobrze poznać i niektóre dzielnice nawet rozpoznaliśmy bez mapy) i, co chyba najważniejsze, mieści w sobie najwyżej położonego Starbucksa na świecie. 98 piętro ze 100 jakie ma budynek. Poza kawiarnią jest tu trochę dziwnych sklepów z pamiątkami (jeden z nich sprzedawał makaron Barilla), mała wystawa dzieł artysty podpisującego się „M Chat” i w sumie tyle. Obserwatorium nie ma konkurencji, nie żałuję, że tu przyszedłem, ale totalnie rozumiem ludzi, którzy rezygnują z przyjścia tu i wymieniają je np. na wejście na jakąś górę, żeby obejrzeć zachód słońca. Sam bym tak zrobił, gdyby tylko nie kiepskie buty do górskich wędrówek.
Po wieży krótki spacer.



Na zdjęciach dużo lepiej prezentują się wagoniki i kapsuły jeżdżące wzdłuż brzegu. To miejsce, 해운대블루라인파크 미포정거장 / stacja Mipo, powstało na dawnych torach kolejowych i dziś jest jedną z największych atrakcji turystycznych nadmorskiej dzielnicy. Wagoniki są tańsze i jadą dalej (około pięć kilometrów); w kapsułach ludzie robią lepsze zdjęcia i nie ma takiego tłoku, bo do każdego wchodzi od 2 do 4 osób, ale zatrzymują się w połowie. Bileciki do obydwu pojazdów są całkiem drogie, a kolejka nie taka krótka; młodzi mogą spokojnie zrobić całą trasę pieszo, po drewnianym deptaku, jaki ciągnie się wzdłuż torów. Na zewnątrz jest dużo świeżego powietrza. Za to w blaszanej puszce prawie każdy musiał się wachlować.
Ceny po przeliczeniu na złotówki: pociąg w jedną stronę 20 zł, za 30 zł w dwie, za 40 zł przepustka na cały dzień z zakazem wsiadania na tej samej stacji dwa razy. Dla kapsuł te same warianty 100-125 zł, przy czym bilet jest za kapsułę, więc na głowę nie ma tragedii.



Nie pamiętam, co było tego dnia na kolację, ale pamiętam, że mieliśmy prawie całą butelkę szamponu albo płynu do kąpieli kupioną w Seulu do rozlania. Rozlanie zakończyło się sukcesem i pachnący zasnąłem w Busan ostatni raz.